sobota, 9 maja 2015

20. Miłość i nienawiść cz.2

Na wstępie chciałabym podziękować Nelicji Sei, której komentarze są dla mnie ogromnym wsparciem. Bardzo się cieszę, że mimo mojej wcześniejszej niedyspozycji czekałaś na rozdziały i komentowałaś co mnie ogromnie motywowało i dalej motywuje :* Z tego własnie powodu oraz z tego, że Twój komentarz pod wcześniejszym rozdziałem był  dokładnie setnym komentarzem chciałabym zadedykować Tobie ten rozdział ;)


-Lucy...Obudź się kochanie.
Dziewczyna leniwie uniosła powieki. Ujrzała przed sobą twarz pięknej brązowookiej kobiety, która uśmiechała się do niej zachęcająco.
-Jak się czujesz?-zapytała ciepło.
-M...mama? Ja...Umarłam?-Lucy czuła narastający w niej niepokój. Matka ostrzegała ją przed wyczerpaniem źródła magii jednak nie sądziła, że ma aż tak mało czasu.
-Nie. Nie umrzesz Lucy. Pamiętasz nasze ostatnie spotkanie? Ostrzegłam cie wtedy, że twoja energia życiowa jest na wyczerpaniu.
-Tak. Pamiętam.- głos jej drżał.
-Kazałam ci znaleźć moc, która zakończyła Wojnę Pierwotną. Udało ci się- kobieta znów się uśmiechnęła.
-Ale ja nic nie zrobiłam.
-Nie? Razem ze swoimi przyjaciółmi znalazłaś zapieczętowane moce.
-Czyli ta siła to moce Pandory?
-Na to wygląda.
-Ale jak mam ja wykorzystać żeby odnowić swoją energię życiową?- zapytała Lucy już z większą pewnością. Teraz była pewna, że rozmawia ze swoją mamą.
-Ty i twoi przyjaciele zostaliście wciągnięci do tego wymiaru stworzonego z nienawiści i mocy Pandory. Dzięki twojej jak i mojej mocy udało mi się wyodrębnić miejsce, do którego nienawiść Pandroy nie dochodzi. Jakby ci to prościej wyjaśnić...Jesteśmy w bezpiecznej strefie- mama Lucy uśmiechnęła się lecz na krótko. Jej twarz przybrała smutny wyraz.- Nie jestem pewna na jak długo uda mi się ją utrzymać, ale wiem, że kiedy zniknę razem ze swoimi mocami będziesz narażona na ogromne niebezpieczeństwo.
-Ale tutaj jest moc dzięki, której zregeneruję swoje siły prawda?
-Tak. Jestem tego pewna.
-Więc jestem gotowa...Poza tym tam gdzieś są moi przyjaciele. Nie mogę siedzieć tutaj bezczynnie podczas gdy oni mogą być w niebezpieczeństwie!- pewność jaka była w głosie Lucy sama ją zaskoczyła.
-Wydoroślałaś Lucy- kobieta pogładziła ją po głowie.- Nigdy nie zapominaj o ludziach, których kochasz. Miłość to jedyna moc, która może pokonać demona Pandory- kończąc zdanie kobieta zniknęła zostawiając Lucy samą na polanie pełnej kwiatów.
-Dziękuję mamo. Dziękuję ci z całego serca- wyszeptała dziewczyna. Wiedziała, że nie musi mówić głośniej aby ją usłyszała bo była z nią cały czas w jej sercu.
Nagle zaczął wiać silny wiatr. Lucy wiedziała, że nie ma wiele czasu. Ruszyła przed siebie mając nadzieję, że uda jej się gdzieś dojść.
-Lucy-chan! To naprawdę ty?- blondynka usłyszała za plecami znajomy głos.
-Levy-chan! Wszystko w porządku?- dziewczyny podbiegły do siebie.
-Tak. Już tak. Słyszałam jakieś dziwne głosy...ale już jest w porządku- uśmiechnęła się niebieskowłosa.
-Jakie głosy?-zainteresowała się brązowooka.
Levy wszystko dokładnie opowiedziała przyjaciółce. Cieszyła się, że wreszcie spotkała jakąś żywą i materialną istotę.
-Więc to tak działa ten demon- myślała na głos Lucy.
-Jaki demon? Czekaj...Chcesz przez to powiedzieć, że wszystkie te przykre wspomnienia wywołuje u nas demon?
-Tak, demon, którego domem jest ten wymiar. Spotkałam swoją mamę. Powiedziała mi, że jedyna moc jaka może pokonać demona to miłość. To dzięki niej dałaś radę mu się oprzeć.
-Tak...Jak teraz o tym pomyślę to masz rację- Levy złapała się za podbródek na znak, że nad czymś intensywnie myśli.
-Hihi, nie martw się. Nic nie powiem Gajeelowi- zachichotała blondynka.
-Co?Nie! Mylisz się! To wcale nie tak!- Levy zaczęła nerwowo machać rękami.
-Jasne. Ale wiesz...uważam, że to naprawdę piękne. Miłość, nie żadna moc ognia, wody, metalu czy mieczy, ale to czyste uczucie pokonało demona.
-Tak. To rzeczywiści niesamowite- Levy spojrzała w niebo.- Przyjemnie tu, ale wolałabym jdnak się stąd wydostać- rzekła z zadziornym tonem.
-Haha, masz rację. Musimy znaleźć pozostałych.
-Jak sądzisz co się z nimi stało?
-Pewnie też są atakowani. Skoro się z nimi nie spotkałyśmy tutaj to znaczy, że tylko nam udało się go jakoś pokonać...znaczy tylko tobie bo mnie jeszcze nie zaatakował, ale teraz wiem jak z nim walczyć.
-Nie sądzisz, że lepiej byłoby się rozdzielić żeby szybciej znaleźć pozostałych?- zaproponowała niebieskowłosa.  Czuła w głębi serca, że po swojej bitwie jaką stoczyła z demonem w swoim umyśle stała się silniejsza i bardziej pewna siebie.
-Tak to dobry pomysł. Liczę na ciebie Levy!- Lucy pomachała przyjaciółce i pobiegła przed siebie.

Wędrując przez bujną łąkę Levy zauważyła, że coś się zmieniło. Jest inaczej niż wcześniej.Teraz widać, że zmienia swoje położenie, miejsce się zmienia. Po pewnym czasie dotarła do rzeki, której nurt słyszała już od dobrych kilku minut.  Dostrzegła, że na jej dnie leży Juvia, którą przytrzymywały przy piasku wodorosty.
-Juvia!- krzyknęła przerażona i bez namysłu zanurkowała. Aby ją wyciągnąć musiała pozbyć się tego zielska jednak to wcale nie było takie łatwe. Mimo, że Levy je przerywała lub odrywała od ciała magini one szybko się regenerowały i znów starały się opleść dziewczynę. Brązowooka nie chciała się poddać i dalej próbowała pozbyć się wodorostów. Udało jej się w ostatniej chwili gdyż jej tlen był na wyczerpaniu. Wypłynęła razem z Juvią na powierzchnię.
-Juvia słyszysz mnie?!- zaczęła panikować. Przysunęła swoją głowę do piersi dziewczyny by sprawdzić czy bije jej serce. Wszystko wydawało się być w normie jednak niebieskowłosa dalej pozostawała nieprzytomna.
********

Lucy przemierzała łąkę, która już wdawała jej się we znaki. Była wszędzie i chyba nie miała końca. Chciała jak najszybciej odnaleźć pozostałych jednak już przez dłuższy czas wędrowała na próżno. Miała nadzieję, że chociaż Levy ma więcej szczęścia. Ze wszystkich przyjaciół Lucy najbardziej zależało na Natsu. Chciała z nim porozmawiać i wyjaśnić wszystkie nieporozumienia. Blondynka poczuła nagły ucisk w sercu. W głowie galopowały jej tysiące myśli dotyczących Natsu i tego co mogło się z nim stać.
-Co ty wyprawiasz Lucy? Przecież to Natsu Dragneel. Jak możesz aż tak bardzo w niego nie wierzyć? Jesteś głupia?- zganiła samą siebie. Nagle poczuła, że ciało odmawia jej posłuszeństwa i nie chce iść dalej.
-Tak tęskniłam.- powiedział cichutki głos, który należał do pięknej białowłosej kobiety.
-Lisanna?-zapytała Lucy. Była przerażona widokiem. Widziała jak Lisanna ściska martwe i skąpane we krwi ciało. - Co ty robisz?- jej głos drżał podobnie jak cała ona.
-Teraz już na zawsze będziesz mój....Natsu.- białowłosa przytuliła martwe ciało chłopca.
-CO?! Co ty wyprawiasz Lisanna?
Blondynka podbiegła do dziewczyny i mocno chwyciła za ramię. Nie spodobało się to zbytnio niebieskookiej bo obdarzyła Lucy gniewnym spojrzeniem.
-Ty zawsze chciałaś nas rozdzielić, ale to już ci się nie uda. Widzisz?- jasnowłosa uniosła ciało chłopaka tak by Lucy mogła ujrzeć jego zakrwawioną twarz.
-Boże...Natsu...- zakryła sobie dłonią usta. Poczuła mdłości. Łzy spływały jej po policzkach na ziemię.
- To wszystko twoja wina. Gdybyś pozwoliła nam być razem nigdy nie doszłoby do tej sytuacji. Może nawet dobrze się stało. Teraz należysz tylko do mnie- Lisanna obsesyjnie zaczęła tulić nieruchome ciało.
-Ty to zrobiłaś?- zapytała Lucy płacząc- Jak mogłaś? JAK MOGŁAŚ?!- czuła narastający w niej gniew...nienawiść.
-L...Lucy...pomóż ...,mi...- słowa te wydobyły się z ust Natsu. Lucy zaczęła krzyczeć i w przypływie szału rzuciła się na Lisannę. 
-Jak mogłaś zrobić to Natsu?- krzyczała okładając dziewczynę pięściami. 
-Hyhyhyyh.- zachowanie Lucy potęgował chichot białowłosej. 
Nagle Lucy uspokoiła się. Słyszała w głowie głos. 
-Lucy uspokój się. Tak właśnie walczy demon. Nie możesz dać mu się zmanipulować.- rozpoznała głos należący do jej mamy. Blondynka przygryzła wargę zastanawiając się co zrobić w tej sytuacji. Musiała pokonać demona miłością...ale jak ma okazać miłość gdy widzi Natsu w takim stanie?
-Wystarczy już- Lucy zeszła z Lisanny.- Przejrzałam cię demonie, twoja gra się skończyła. 
-Hyhyhyhy- białowłosa, a raczej cień demona nie przestawał się śmiać. 
-To nie jest prawdziwy Natsu, a to nie jest prawdziwa Lisanna. Żadne z nich....Żaden mag Fairy Tail nie mógłby zrobić czegoś tak strasznego swoim bliskim! Skończ wreszcie te gierki!- kontynuowała blondwłosa magini.
-Zabawne jest to co mówisz. Nikt by się nie skrzywdził? Sama jako mag Fairy Tail rzuciłaś się na innego członka gildii. Ludzie są takimi hipokrytami. 
-To koniec- odpowiedziała Lucy i ruszyła przed siebie zupełnie ignorując postać Lisanny i Natsu. Skoro oni nie byli prawdziwi to niepotrzebnie zmarnowała tutaj tyle czasu gdy jej prawdziwi przyjaciele mogą być w niebezpieczeństwie.
-Dobrze, tym razem wygrałaś Lucy Heartfilio,- dookoła dziewczyny rozległ się niski głos- ale zobaczymy czy odnajdziesz chłopaka. Byłaby wielka szkoda gdyby nie powrócił ze świata cieni hyhyhy- głos swój krótki monolog zakończył głośnym chichotem. Lucy wiedziała, że musi się pospieszyć. 

**********
Mam nadzieję, że wybaczycie mi to co zrobiłam z Natsu w tym rozdziale oraz to, że z Lisanny uczyniłam taką psychopatkę...No nic, oddaję rozdział w Wasze ręce ^^

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział. Bardzo dziękuję ci za dedykacje >.< Od zawsze wiedziałam że Lisanna to psychopatka -.- Mój biedny Natsu.... :[ Czekam na nowy rozdział i pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Powinna Lucy zabić lisanne , ciekawy rozdział

    OdpowiedzUsuń