-Gdzie ja jestem?- Levy ocknęła się na ciepłej i mile pachnącej trawie.- Jest tu ktoś?- krzyknęła. Nikt jej jednak nie odpowiedział. Dziewczyna rozejrzała się dookoła. Znajdowała się na jakiejś łące. Wszędzie było pełno różnorodnych kwiatów, a w powietrzu unosił się ich wyjątkowy zapach. Należało również zauważyć, że trawa, która porastała łąkę była wyjątkowo przyjemna w dotyku. Levy nie wiedziała skąd się tu wzięła. Nie pamiętała też co robiła i gdzie była zanim tu się znalazła.
Postanowiła iść przed siebie. Miała nadzieję, że spotka kogoś kto jej wszystko wyjaśni.
Nie miała pojęcia ile czasu szła. To miejsce było dziwne. Levy miała wrażenie, że czas tutaj stoi w miejscu. Odkąd ruszyła nie zawiał nawet najmniejszy wiatr, a chmury na niebie nie zmieniły swego położenia. To sen? Całe to uniwersum było jednak zbyt realistyczne. Levy wiedziała, że coś jest nie tak. Mimo bezpiecznie wyglądającego otoczenia zaczynała się bać. Przez głowę przeszło jej tysiące możliwości dlaczego znalazła się w tym miejscu i co to za miejsce. Najbardziej przerażającą z nich była myśl, że umarła.
Zrezygnowana postanowiła usiąść na trawie. Mimo, że tak długo szła nie zmieniła swojego położenia nawet o centymetr. Jeżeli tak ma wyglądać wieczność...Levy przeszedł dreszcz. Miała przynajmniej dużo czasu na wspominanie swojego życia i na przemyślenia z nim związane. Serce Levy zaczęło bić szybciej. Zdała sobie sprawę, że nie ma żadnych miłych wspomnieć. Nie pamięta nic miłego, a jedynie same przykre rzeczy...
-Jestem za słaba by pomóc przyjaciołom.
Zaczęła się rozglądać. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że ten głos należy do niej.
- Nie nadaję się na maga. Oni wszyscy patrzą na mnie z góry.
-Nie! Przestań!- zaczęła płakać, a w jej głowie pojawiało się co raz więcej przykrych wspomnień. Ciągle słyszała swój głos z oddali. Był pełen rozpaczy.
-Jestem taka słaba. Nie potrafię walczyć...zawsze ktoś inny musi mnie ratować. Moim jedynym talentem jest czytanie...każdy może się tego nauczyć jeżeli bardzo chce...Nawet moi rodzice mnie porzucili i trafiłam do sierocińca...Jestem żałosna.
Łzy coraz gęściej spływały po jej policzkach. Dlaczego nie może myśleć o czymś innym? Dlaczego?!
-Nienawidzę ich- jej głos, który słyszała przybrał barwę wściekłości.- Oni wszyscy zawsze patrzą na mnie z góry. Wkurza mnie to! Nienawidzę ich!
-Nie to nieprawda! -płakała coraz bardziej Levy.
-Oni też mnie nienawidzą! Muszą się mną opiekować bo nie mają wyboru. Litość. Tylko dzięki litośc znalazłam dom. Nienawidzę ich! Myślą, że są lepsi! Nienawidzę!
Levy miała przed oczami wszystkie przykre sceny. Broniła się przed tym, ale to prawda. Oni wszyscy byli od niej silniejsi. Tolerowali ją i byli dla niej mili z litości. Ona sama nie miała rodziny bo jej rodzice zostawili ja przed drzwiami sierocińca...Nienawidziła tych ich spojrzeń..., ale w tej ciemności swoich rozmyślań ujrzała maleńki promyczek światła. Było to pewne wspomnienie. Wspomnienie gdy ona i Gajeel wybrali się razem na misję. Poczuła ciepło w sercu. Przypomniała sobie nagle wszystkie chwile spędzone z Gajeelem, od poznania, aż do teraz. Po tych wspomnieniach przyszła kolej na kolejne...Pamiętała już wszystko. To nieprawda, że wszyscy byli dla niej mili z litości, to nieprawda, że ich nienawidziła...Ona ich kochała bo to jej rodzina! Czuła, że stała się silniejsza. Głos ucichł i nagle zaczął wiać potężny wiatr.
********
Juvia rozejrzała się dookoła. Była nad rzeką.
-Jest tu kto?
-Gray-sama! Jak tu pięknie! To idealne miejsce na naszą pierwszą randkę!
-Opanuj się i daj mi spokój.
Juvia zobaczyła na drugim brzegu rzeki siebie i Graya. Pamiętała to wspomnienie...Dotyczyło ono ich pierwszej wspólnej misji, na której byli tylko we dwoje.
-Może urządzimy sobie tutaj piknik?
-Nie mam czasu. Zgodziłem się iść z tobą na misję, ale o żadnym pikniku mowy nie było.
-Ale Gray-sama przecież to nie potrwa długo.
-Możesz wreszcie przejrzeć na oczy? Nie jesteśmy razem i nie będziemy!
Zarówno prawdziwa Juvia jak i ta ze wspomnienia miały świeczki w oczach. Pamiętała, że przez resztę misji nie odzywali się do siebie chyba, że było to konieczne. Nie chciała nigdy pamiętać tego dnia więc dlaczego teraz jest on dla niej aż tak widoczny? Gdzie ona jest?
Po chwili cała sceneria zniknęła. Była teraz w siedzibie gildii. Podbiegła do siedzącej Mirajane i Wendy przy jednym ze stolików.
-Mira-san czy to jest...- zaczęła jednak po chwili zdała sobie sprawę, że nikt nic sobie nie robi z jej obecności. Tak jakby nie istniała w tym miejscu.
-Teraz rozumiesz?- usłyszała za sobą znajomy głos. Szybko się odwróciła.
-Gray-sama....
-Nie jesteś jedną z nas. Nigdy nie będziesz członkiem Fairy Tail.
-Ale...ale...Juvia ma symbol gildii...i mistrz...
-To bez znaczenia!- przerwał jej- Twoja poprzednia gildia przyczyniła się zniszczenia Fairy Tail więc jak możesz myśleć, że ciebie zaakceptujemy?
-Ale to wszystko...
-Porwałaś Lucy. Chciałaś skrzywdzić jednego z członków naszej rodziny. To niewybaczalne.
-Ale Juvia już rozmawiała z panienką Lucy, przeprosiła ją!
-Nie chcemy cię tutaj.
Juvia zasłoniła sobie uszy i zaczęła płakać.
-Proszę cię Gray-sama nie mów tak! Cana...Cana powiedziała, że jestem członkiem tej rodziny.
-Nigdy nie pokochałbym takiej osoby jak ty.
Niebieskowłosa nie mogła już powstrzymać łez.
-Nie chcemy cię tutaj.- dało się słyszeć od pozostałych członków Fairy Tail. Juvia upadła bezradnie na ziemie zasłaniając sobie uszy dłońmi jednak nic to nie dawało.
-Nigdy nie będziesz jedną z nas-odezwała się Cana. Juvię podwójnie zabolały te słowa gdyż Cana była pierwszą osobą, która zaakceptowała Juvię i zawsze była dla niej miła. Dziewczyna się poddała. Czuła jak pochłaniają ją cienie.
*********
Mirajane otaczała pustka. Wszędzie panowała ciemność. Kobieta domyśliła się, że coś jest nie tak. Spróbowała przybrać jedną ze swoich demonicznych form jednak nic z tego.
-Hihihihihi
W dziwnej próżni rozległ się przeraźliwy chichot.
-Kim jesteś?- zapytała hardo białowłosa.
- Przyjemność po mojej stronie. Cieszę się, że wreszcie mogłem cię poznać Demoniczna Mirajane.
-Kim jesteś?-powtórzyła pytanie.
-Jestem panem tego miejsca. Stworzyła mnie Pandora....jestem jej osobistym demonem.
-Demonem? Pandora...- białowłosa zaczęła sobie wszystko powoli przypominać. Ona, Levy, Juvia, Natsu i Lucy zostali wciągnięci przez zapieczętowane moce Pandory do...tego miejsca.
-Co się stało z moimi przyjaciółmi? Gdzie oni są?
-Gdzieś tu...To na pewno. Hihihihihi. Oni nie są ważni. Prędzej czy później zostaną pożarci przez moje cienie. Jesteś jedyną osobą, przed którą postanowiłem się ujawnić.
-Więc co z resztą?- zapytała już z przerażeniem w głosie.
-Prawdopodobnie w tej chwili toczą bój z obawami skrywanymi w swoim sercu. Hihihihihi. To takie żałosne...Miłość jest domeną ludzi. Ich słabością jednak traktują ją jak siłę podczas gdy nienawiść starają się wyprzeć z serca.
-Jeżeli ich skrzywdzisz...-zaczęła grozić postaci, której nie widziała, a jedynie słyszała głos.
-Osobiście nawet ich nie tknę. To wspomnienia ich zniszczą.
-Obiecują ci, że jeżeli coś im się stanie to osobiście sprawę, że pożałujesz, że istniejesz!!!
-Hihihi ciekawe...Wyzywasz mnie na pojedynek? Hihihi.
-O czym ty mówisz? Boisz się nawet pokazać w swojej prawdziwej formie.
-Och...Bo widzisz...Ja nie mam formy. Jestem demonem, który narodził się z nienawiści. Mogę stać się wszystkim czym tylko zapragnę jednak nie mam formy, która należałaby tylko do mnie.
-Tak to naprawdę smutne...- powiedziała sarkastycznie- Więc jak zamierzasz stoczyć pojedynek? Nie ukrywam, że mi się spieszy!
-I powinno. Z każdą chwilą twoi przyjaciele co raz bardziej zatracają się w ciemności.
-Jeżeli cię pokonam... Co się wtedy stanie?
-To uniwersum zniknie, a wy wrócicie do swojego świata.
-W takim razie walcz ze mną!
-Wedle życzenia.
Przed Mirą pojawiła się jej siostra Lisanna.
-To jak, walczymy siostrzyczko?- twarz młodszej dziewczyny wykrzywiła się w demonicznym uśmiechu przyprawiając Mirę o dreszcze.
-Nie mogłeś wybrać innego ciała?!
-Hihihihihi!
-Dobra, to bez znaczenia...Szybko się z tobą rozprawię.- Mirajane chciała przemienić się w swoją demoniczną formę jednak nic się nie stało.
-Zapomniałem dodać, że w tym świeci twoje moce nie działają. Jedynym demonem, który ma tu prawo bytu jestem ja! Hahhahaha!
-To jak ja mam walczyć?- przeraziła się dziewczyna.
Rozdział miał być jutro, ale jest dzisiaj :p Taka tam niespodzianka ;) Trochę brakuje Natsu i Lucy...Nie ma ich od dwóch rozdziałów, ale w następnym będzie ich pełno :D
Świetnie rozdział. Czekam na kolejny rozdział i na NaLu. Dużo weny i pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńTwój komentarz jest setnym komentarzem na blogu!! Gratulację ;) (choć połowę to sama nabiłam xD)
UsuńA teraz na poważnie to dziękuję za komentarz :*
Ciekawy rozdział
OdpowiedzUsuń